Kiedyś nie biegałam w ogóle. Ale mając 22 lata spróbowałam (postawiłam sobie cel nauczyć się szybko biegać) i zasmakowało. Biegałam szybko na bieżni. Nie biegałam maratonów. Ale mając 27 lat byłam za stara na bieganie na stadionie. Spróbowałam przebiec maraton. I przez kilka lat było to moje główne zajęcie. Później kilkuletnia przerwa i bieganie tylko do 25 km. Biegów górskich nie uprawiałam.
Ale...
Pół roku temu biegając, jak co tydzień w sobotę, trasą „Lasek Bielański - Młociny” w grupie SBBP, koleżanka Asia, która bardzo lubi góry, namówiła nas na wyjazd w góry na „Rzeźniczka”. Zgodziłam się szybko, wiedząc, że na pewno jakoś później wymigam się. Ale mój Andrzej, który postanowił też tam biegać, tak pilnował, że nie miałam wyjścia, zapłaciłam i w zimie trochę biegałam w tym kierunku: górki, długie wybieganie.
Miesiąc temu z grupą ambasadorów Festiwalu Biegowego przeszliśmy trasą Biegu 7Dolin w 3 dni (103 km). I tą czwórką (Asia, AndrzejQ, AndrzejH i ja) postanowiliśmy ostatecznie wystartować w biegu „Rzeźniczka”. AndrzejowiQ udało się odkupić od Pawła z Poznania numer startowy.
18 czerwca
Przyjechaliśmy do Wetliny. Asia tym razem jest zajęta – pracuje w wolontariacie. Jesteśmy we dwójkę.
19 czerwca
Zrobiliśmy poranne rozbieganie po Wetlinie i spacer w góry na Połoninę Wetlińską. Była dobra pogoda, w związku z tym widoczność była bardzo dobra. Fajne widoki. Wieczorem po kolacji spacer torami starej kolejki - „poszukiwanie zaginionych pociągów”. W sumie zrobiliśmy ponad 30 km. Chyba za dużo. Ale przynajmniej będzie wymówka.
20 czerwca
Z rana nieduży (6 km) spacer w góry na Jawornik ale w szybkim tempie. Popołudniu spotkanie naszej grupy biegowej: odbiór numerów startowych, wspólny spacer w Cisnej w góry – ostatni odcinek przed metą, ostatnie startowe ustalenia, wspólna kolacja Oberża „Pod Kudłatym Aniołem”. Spojrzenie na ostatnie 1,5 km przed metą bardzo nam pomogło na zawodach. W domku ostatnie przygotowania. Już nie miałam wyjścia – muszę wystartować. Ustaliliśmy, że każdy biegnie sam.
21 czerwca
Pobudka 6 rano. Szybkie śniadanie i o 7:30 jesteśmy w Cisnej. Trochę za późno.
Pociągiem do Solinki i o godz. 9:00 start. W pociągu ostanie uwagi do trasy. Kolega, który już tu biegał, opowiedział trochę o przebiegu trasy. Najpierw 2 km po drodze, potem 500m po polu i wchodzimy na niebieski szlak. Robi się kolejka, dlatego, że jest wąsko i są powalone drzewa. Biegnę spokojnie. Dwaj Andrzeje pobiegli szybciej, Asia jest za mną. Cały czas czekam na kamienie, w przeświadczeniu, że będzie trudno. Są nieduże podejścia, łagodny zbieg. Szlak idzie wzdłuż granicy – to ułatwia pilnowania trasy. Ale i tak dwa razy miałam wątpliwości czy dobrze biegnę.
W połowie trasy jest punkt odżywczy – Roztoki. Mam 2:23:14. Za wolno. Mała przerwa na izotonik, żelka. I po 180 sekundach znów jestem na trasie. Od razu mocne podejście. Super. Zaczynam wszystkich wyprzedzać. Jest dobrze. Pogoda zaczyna zmieniać się to deszcz, to słońce.
Mocne podejście na Okrąglik, tam trzech miejscowych kibicują biegaczom i informują, że do Cisnej tylko 2 godziny. Ale to już z górki. Na 22. kilometrze spotykam Monikę, która poinformowała mnie, gdzie się akurat znajdujemy.
Przeliczam w głowie za ile będę na mecie. Chyba nie złamię 4 godzin. Ostatni zbieg przed metą jest stromy i po deszczu bardzo śliski. Muszę uważać. Jedna z biegaczek mówi, że za 700m meta. Nie, nie. Już wiem musimy dobiegnąć do drogi, a stamtąd jeszcze 1 kilometr. Od tej drogi zaczyna się sprint.
Meta – 4h32:43,4 – 103. miejsce wśród kobiet
Biegów górskich nie biegałam. Ale... 21 czerwca ukończyłam „Rzeźniczka”!
Na mecie spotykam AndrzejaQ i AndrzejaH. AndrzejaQ zrobił 3h31:46,1 – jest bardzo zadowolony. AndrzejH – 4h03:44,1 – jest załamany, nie mógł uwierzyć, że od punktu w Roztokach przegrał ze mną o jedną minutę.
Losowanie – tym razem nie mamy szczęścia. Rozmowy ze znajomymi i nieznajomymi. Nawiązanie nowych kontaktów.
Za godzinę na mecie melduje się Asia – 5h28:25,8. Jest bardzo zadowolona – nie przekroczyła 5 i półgodzinnego limitu. Gratulacje!
Robimy wspólne zdjęcie. Obiad, w domku piwo „Rzeźnik”.
22 czerwca
Jedziemy do Ustrzyk Górnych, tam robimy mały spacer po górach – 1,5 godziny. Obiad i wyruszamy do Warszawy. Po drodze problem w Rzeszowie, korki w Radomiu i przed Grójcem, szukanie drogi A2 i S8. I po 10 godzinach jesteśmy w domu.
W poniedziałek idę do korporacji. A tam wielkie poruszenie, rozmowy o „Rzeźniku” i „Rzeźniczku”. Opowieści znajomych, który to przebiegli. Kiedy mówię, że ja też przebiegłam „Rzeźniczka” – wielkie zdumienie.
Starsza Pani przebiegła? No dobrze – przeszłam. Co nie zmienia faktu, że jestem zachwycona!
Irina Hulanicka, Ambasadorka Festiwalu Biegowego