"Hiszpania staje się moim drugim domem". Magda Łączak, triumfatorka i rekordzistka Ultra Sierra Nevada

 

"Hiszpania staje się moim drugim domem". Magda Łączak, triumfatorka i rekordzistka Ultra Sierra Nevada


Opublikowane w ndz., 15/07/2018 - 00:05

Magdalena Łączak (Salomon Suunto Team) kontynuuje rok sukcesów! Triumfatorka Transgrancanarii, trzecia w Zugspitz Ultratrail i szósta zawodniczka MŚ w ultra biegu górskim, wygrała w imponującym stylu Ultra Sierra Nevada w Granadzie w południowej Hiszpanii, wynikiem 14:36:28 godz.poprawiając o blisko kwadrans rekord trasy. 

Ósme miejsce zajął inny zawodnik Salomon Suunto Teamu, Paweł Dybek (13:54:25). Zwyciężył po raz drugi z rzędu Hiszpan Miguel Angel Heras, też z rekordem trasy (12:06:45).

Magda Łączak rekordzistką Ultra Sierra Nevada!

Magdę Łączak już drugi raz w tym roku (po Transgrancanarii) witał na mecie jako triumfatorkę niejaki Depa...

Magdalena Łączak: – Depa to biegacz, ale przede wszystkim – najbardziej znany w Hiszpanii konferansjer prowadzący biegi górskie. Pracuje na Tranvulcanii, Transgrancanarii, biegach na kontynencie. Jest bardzo charyzmatyczny i być przez niego przywitanym to duża przyjemność.

A jak anonsował Twój triumf w Granadzie?

– Trajkotał jak nakręcony po hiszpańsku, ja z tego wszystkiego rozumiałam tylko „Magdalena!” „Primera!” i „Campeona!”. Co jeszcze wykrzykiwał, nie wiem, ale śmiał się i całował mnie na mecie, więc chyba źle nie mówił (śmiech). Chyba już pamiętał mnie z Transgrancanarii (Magda Łączak wygrała w lutym bieg na 125 km zaliczany do cyklu UTWT – red.).

Cztery razy najlepsza w Krynicy, teraz pisze historię UTWT. Magda Łączak triumfuje w Transgrancanarii!

"Wciąż nie rozumiem, czego dokonałam". Magda Łączak, triumfatorka Transgrancanarii

– W języku młodzieżowym mówi się, że „rozwaliłaś system”: wygrałaś Ultra Sierra Nevada, pobiłaś o prawie 15 minut rekord trasy sprzed 2 lat Słowenki Radinji (14:51:01), o ponad godzinę byłaś lepsza niż zwycięska rok temu Mélanie Rousset, liderka cyklu UTWT (15:41:01), a drugą na mecie Hiszpankę Bullido Venturę wyprzedziłaś o ponad 2 godziny (16:43:04)! To nokaut!

– A ja długo nie czułam, żeby to był dla mnie dobry dzień na bieganie. W ogóle nie spaliśmy przed zawodami (start był o północy – red.), na starcie miałam tak ciężkie nogi, że nawet rozgrzewki mi się nie chciało robić, a początkowe 20 km biegło mi się tak źle, że myśl o 100 km była niewyobrażalna. Na szczęście po „dwudziestce” trochę się ożywiłam i jakoś poszło. Jak się człowiek przygotowuje, trenuje, ma jakiś pomysł na swoje bieganie to łatwiej realizuje cele.

A jak poradziłaś sobie z iście południowohiszpańską pogodą? Ponoć na starcie, choć o północy, było 30 stopni!

– Zaskoczę Cię, bo powiem, że pogoda była... rewelacyjna, idealna do biegania. W nocy nawet dość chłodno. W Granadzie, jak próbowaliśmy się rozbiegać, rzeczywiście pot lał się z nas już po kilku metrach, ale w lesie powiewało naprawdę przyjemnym chłodem. A im wyżej tym bardziej.

Tak więc do wschodu było znakomicie, dopiero jak zaczęło świecić słońce to mocno nas sponiewierało. Od razu było bardzo agresywne, ledwie wstało – jak na pstryknięcie palcami zaczęło wręcz palić., piec po łydkach. Wtedy było ciężko, więc rano zwolniłam, zaczęłam trochę „zamulać”. Nic nie wiedziałam o rekordzie trasy, więc biegłam sobie bez żadnych poważnych myśli.

– Ale Ty na to „zamulanie” mogłaś sobie bezpiecznie pozwolić, mając już długo przed półmetkiem ogromną, kilkudziesięciominutową przewagę nad drugą zawodniczką.

– Tak, miałam tego świadomość, więc nie żałowałam sobie niczego: higieny na punktach czy zmiany skarpetek (było gorąco, a wielokrotnie przekraczaliśmy potoki, moczyli buty i nie chciałam zniszczyć sobie stóp). Dbałam o siebie na tym biegu, nie żałowałam czasu (śmiech).

– A nie miałaś ochoty bardziej pościgać się z facetami?

– Nieee... ja nigdy nie ścigam się z mężczyznami. Zawsze życzę facetom powodzenia, każdy ma swoje rozgrywki. Zresztą, Hiszpanie są pod tym względem rewelacyjni! Oni jak widzą, że biegniesz i jesteś od nich szybszą, to nawet jak jesteś dziewczyną schodzą z drogi i życzą powodzenia. Nie rywalizują. Nie mają problemu z tym, że wyprzedza ich kobieta, ustępują, bo tu jest wąsko, Sierra Nevada to takie Tatry Zachodnie, tyle że znacznie dłuższe. Jeśli tylko kątem ucha usłyszą, że się zbliżasz, od razu przepuszczają.

– Widzę, że Twój zachwyt Hiszpanią i Hiszpanami się umacnia. Po każdym starcie na Półwyspie Iberyjskim wychwalasz organizację, kibiców, zawodników...

– Tak! Znowu było wspaniale. Bardzo zaskoczyły nas tłumy na starcie, przez cały odcinek trasy w Granadzie ludzie kibicowali. Niesamowite, że tu nie stawia się na starcie toalet. Dookoła jest mnóstwo restauracji, wchodzisz po prostu do środka i kelner od razu wskazuje łazienkę, a potem życzy powodzenia. Pełna życzliwość, ja to uwielbiam w Hiszpanii.

A co do organizacji... Fajne jest to, że wiele biegów robi ta sama grupa ludzi. Tu organizatorzy nie rywalizują ze sobą, tylko się wspierają i razem starają się robić dobre imprezy. W Granadzie byli na przykład ludzie z zawodów na Wyspach Kanaryjskich. Krótko mówiąc: bardzo lubię tu przyjeżdżać, przebywać i biegać, powoli zaczynam traktować Hiszpanię jak swój drugi dom.

– To jeszcze zapytam, jaki wpływ na Twój rewelacyjny bieg miała różowa spódniczka. Mnóstwo uwagi przykładała do tego Twoja siostra Patrycja, która tym razem wyjątkowo została w Polsce i nie supportowała Cię na trasie.

– No jak to jaki? Różowy jest najszybszy, przecież to wszyscy wiedzą! W różowym zasuwa się najprędzej! (śmiech) Patrycja od zawsze każe mi biegać w różowym, jak ostatnio robiłam testy ciuchów na start i chciałam wybrać czarny to mi zabroniła, powiedziała, że różowy jest najszybszy. I się sprawdziło, ona się zna... (śmiech). A tak poważnie... ja nie mam nic przeciwko przeciwko różowemu, kiedyś byłam bardzo anty, ale z czasem w ofercie pojawiło się coraz więcej ładnych strojów w tym kolorze, pięknie komponują się z innymi, zwłaszcza z białym i nie mam już oporów, coraz częściej przywdziewam róż. Jak Różowa Pantera, tylko staram się być trochę mądrzejsza (śmiech).

– To może jeszcze Pawła byście w różowe ciuszki ubrali?

(chwila ciszy) – Jak by Ci to powiedzieć... Nie zawsze chodzi o to, żeby być szybszym (śmiech). Nie przewidujemy tego w najbliższym czasie.

– A Paweł jest zadowolony ze swojego występu?

– Tak, wystartował spokojnie, widziałam go kilkakrotnie w nocy na ulicach Granady i czuł się dobrze, nieźle mu się biegło.

Paweł Dybek: – Po mojej ostatniej kontuzji został mi jeszcze ślad, mam wielkie zgrubienie na zranionym mięśniu, ale w niczym mi to już nie przeszkadza. Jestem zadowolony, choć trochę mnie zmiażdżyła ostatnia góra. Biegło mi się dobrze, cały czas pilnowałem tempa, bo wiem, że ja muszę przebiec dystans równo, bo jak tylko gdzieś przyspieszę to potem mam duży kryzys. Tutaj, na 80 kilometrze Ultra Sierra Nevada, Patrycja napisała do mnie sms: „Jesteś siódmy, przyciśnij trochę i spróbuj dogonić szóstego”. No to ruszyłem szybciej, tylko odrobinę, ale już nawet to odbiło się na ostatnim podejściu, na najwyższy szczyt, Veleta o wysokości 3200 m n.p.m. Tam było tak stromo, że człowiek miał czasami ochotę podeprzeć się rękami i drapać na czworaka. Dobrze, że nie padało, bo nie wiem, czy po deszczu dałoby się tam podejść.

Tak mnie ta góra sponiewierała, że nie tylko nie dogoniłem szóstego, ale jeszcze wyprzedził mnie jeden zawodnik i spadłem na ósme miejsce. Nie miałem informacji, jak blisko jest za mną i trochę „przysmęciłem”. Ale z ósmego miejsca i tak jestem zadowolony, w stawce Hiszpanów to całkiem niezły wynik, oni mają tak wielu bardzo dobrych biegaczy.

WYNIKI ULTRA SIERRA NEVADA 2018

– Za tydzień widzimy się w Lądku-Zdroju, na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich. Startujecie?

MŁ: – O nie, ja wreszcie muszę odpocząć. Mój organizm już się tego mocno dopomina. Robię sobie przynajmniej miesięczny szlaban na starty, do połowy sierpnia nie biegam nawet żadnych piątek czy dyszek!

PD: – Ja chyba zrobię tak samo, no, chyba że coś szalonego wpadnie mi do głowy. Ale nie planuję. Nam wspólnie jest wygodnie planować razem starty i razem odpoczynek.

MŁ: – Do Lądka wybieramy się towarzysko, będziemy kibicować, może zawiesimy na szyjach medale (śmiech).

– To ja poproszę o medal na mecie Złotego Maratonu.

– Bardzo proszę: Ty biegniesz, a ja na mecie wręczam Ci medal. Jesteśmy umówieni.

– Zatem raz jeszcze ogromne gratulacje i do zobaczenia!

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Paweł Dybek, Ultra Sierra Nevada


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce