Wciągające błoto i... ślub na mecie! Probst i Miśkiewicz najlepsi w 16. Biegu Rzeźnika

 

Wciągające błoto i... ślub na mecie! Probst i Miśkiewicz najlepsi w 16. Biegu Rzeźnika


Opublikowane w sob., 22/06/2019 - 10:10

Wojciech Probst i Mariusz Miśkiewicz bezkonkurencyjni w 16 Biegu Rzeźnika, najważniejszej konkurencji 5 Festiwalu Biegu Rzeźnika w Cisnej. 80-kilometrową trasę czerwonym szlakiem przez Bieszczady pokonali w czasie 9 godzin 16 minut i 27 sekund, szybciej o 25 minut niż drudzy na mecie Rafał Kot i Daniel Gajos, a o równą godzinę niż Michał Leśniak i Janusz Rączka.

Na trasie znów rządziło błoto. Środowe ulewy i burze spowodowały, że biegacze walczyli nie tylko między sobą, ale i z bardzo trudnymi warunkami.

– Na kilkukilometrowym podejściu na Paportną nogi zapadały się powyżej kostek, trudno było z błota wyciągnąć buty! Ktoś uznał, że zrywka drewna w czasie takich opadów deszczu jest świetnym pomysłem, teren był rozjeżdżony, a kosmiczne błoto wciągało. Paportna wygrała konkurs na demotywatora dnia  – mówił na mecie Wojciech Probst.

Nie było przez to szans na pobicie rekordu trasy Biegu Rzeźnika. Najszybsi na nowej, obowiązującej od 2017 roku trasie Biegu Rzeźnika pozostają zwycięzcy sprzed roku Piotr Uznański i Maciej Dombrowski, którzy w upale pokonali suchy szlak o 20 minut szybciej.

Rywalizacja o najwyższą lokatę toczyłaby się pewnie do samej mety, gdyby poważną kontuzją nie okupił jej Piotr Szumliński. – Gdy zobaczyłem kilkucentymetrową dziurę w kolanie i kość na wierzchu, o mało nie zemdlałem – obrazowo opowiadał nam na mecie jego rzeźnicki partner Dominik Grządziel. Do wypadku doszło na 52 kilometrze trasy.

– Biegliśmy spokojnie na drugim miejscu, w niewielkiej odległości za liderami. Jak dotarliśmy do punktu w Smereku na 49 km, Wojtek z Mariuszem akurat go opuszczali, więc mieliśmy jakieś 2-2,5 minuty straty – relacjonował Grządziel. – Po „zatankowaniu” picia i jedzenia ruszyliśmy i… niedługo później, na zbiegu, Piotrek się potknął tak niefortunnie, że głęboko rozciął sobie o coś kolano. Widząc jego ranę powiedziałem, że kończymy bieg i schodzimy po pomoc medyczną. Piotr jednak uparł się, że walczymy dalej, koszulką obwiązał sobie ranę i tak kontynuował bieg.

– Po kilku kilometrach spotkaliśmy robiącą zdjęcia Magdę Sedlak. Miała ze sobą apteczkę, zrobiliśmy Piotrowi opatrunek. No ale jak do takiej czynności biorą się do spółki fizyk (Grządziel - red.), prawnik (Szumliński - red.) i fotografka, efekt nie może być wzorcowy. Piotrek stwierdził, że najlepiej jego kolano czuje się jednak obwiązane koszulką – komentował z humorem dramatyczne chwile Dominik. – Mój partner cały czas twardo chciał biec dalej, ale stopniowo zaczęła schodzić adrenalina i Piotrek z minuty na minutę słabł, zaczął się słaniać i na punkcie w Roztokach (67,5 km) ostatecznie zeszliśmy z trasy – zakończył Dominik Grządziel.

Dla Szumlińskiego bieg skończył się szyciem rany w szpitalu i co najmniej 2-tygodniowym zakazem biegania, jazdy na rowerze itp. – Trzeba będzie za rok tu wrócić i policzyć się z bieszczadzką trasą – powiedział nam wieczorem, jeszcze dość słabym głosem uspokajając jednocześnie Piotrów Biernawskiego i Huziora, z którymi jest zgłoszony jako zespół do Drużynowego Biegu 7 Dolin w Krynicy. – Na wrzesień będę gotowy na Festiwal Biegowy, a zresztą wcześniej jest jeszcze Bieg Ultra Granią Tatr, w którym też zamierzam wystartować! (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce