O 11:00 w Warszawie rozpoczął się 26. Bieg Niepodległości – największy, jak się wkrótce okazało, bieg masowy w Polsce. O tej porze Dziki Zakątek w Choszczówce był już zapełniony biegaczami i ich rodzinami. Panowała atmosfera pikniku. Przyszły tu nawet osoby, które nie biegają, żeby wspierać biegaczy i miło spędzić czas. Bo dla wielu mieszkańców północnych rubieży stolicy, Bieg Niepodległości na Białołęce to obowiązkowy punkt obchodów 11 listopada. Bieg odbywał się już po raz 17 i jak się dowiedzieliśmy na miejscu, cieszy się ogromną popularnością.
– Każdego roku mamy coraz więcej chętnych. Kiedyś w głównym biegu startowało po 40, 50 osób. W zeszłym roku było już 150 osób. W tym roku wprowadziliśmy ograniczenie do 350 osób. Zastanawiamy się nad tym, co zrobić w przyszłym roku. Być może bieg główny jakoś wydzielimy – wyjaśnił Roman Stachurski naczelnik Wydziału Sportu i Rekreacji Gminy Białołęka.
Jak mówił, bieganie staje się w Polsce coraz bardziej popularne, a białołęcki bieg zatacza coraz szersze kręgi. - Przyjeżdżają już do nas osoby z całego miasta, a czasami spoza niego. Myślę, że dla mieszkańców tej części Warszawy jest to spore ułatwienie związane z dojazdem. Sądzę jednak, że popularność naszego biegu jest związana z pięknym terenem leśnym. Jest tu gdzie usiąść, gdzie pospacerować i gdzie pobiegać. Miejsce jest na odludziu, ale łatwo tu dojechać – wskazywał Stachurski.
Frekwencja nie dorównuje tej w centrum miasta, ale też organizatorzy dbają o jej ograniczanie. Niektórzy chętni odeszli z biura zawodów z kwitkiem.
– Od 6 lat bierzemy udział w tym biegu i w tym roku jesteśmy bardzo rozczarowani, że nie będziemy mogli pobiec. Przyjechaliśmy całą rodziną. Ja, mąż, nasze dzieci i moja mama. Zawsze było tu bardzo sympatycznie i chociaż kolejki do rejestracji były długie, to jednak rejestracja była możliwa. Teraz wprowadzili ograniczenia i nie możemy pobiec. Bardzo żałuję, bo w tym biegu najfajniejsze było to, że każdy mógł wziąć udział – powiedziała nam rozgoryczona pani Aneta.
Rzeczywiście było czego żałować. Najpierw emocje u rodziców wywoływały starty najmłodszych zawodników. Swoją konkurencję mieli tu także seniorzy powyżej 50 roku życia oraz maszerujący z kijkami. W sumie 12 różnych kategorii.
Jednak najbardziej sportowy charakter miał bieg główny rozgrywany na 5-kilometrowej trasie poprowadzonej lasem w Choszczówce. Piasek, podbiegi, zbiegi, miękkie podłoże, leśne otoczenie. Już kilka metrów za startem piaszczysta ścieżka weryfikowała przygotowanie biegaczy. Nie sprawiła jednak żadnego problemu zwycięzcy Jakubowi Nowakowi, który na co dzień trenuje pod okiem Marka Jakubowskiego. Ten sam trener prowadzi Iwonę Lewandowską i Łukasza Parszczyńskiego, którzy wygrali Bieg Niepodległości w centrum Warszawy.
– Bardzo się z tego zwycięstwa cieszę. Trasa była bardzo fajna, przełajowa. Były górki i zbiegi, piasek. Można było się zmęczyć. Postanowiłem się dzisiaj nie oszczędzać. Wczoraj startowałem na Varsoviadzie. To również był bieg crossowy. Przygotowuję się do mistrzostw Polski, które będą w Krakowie. Tutaj miałem dobre przetarcie, a ścigałem się głównie z... rowerzystą wskazującym trasę. Z czasu też jestem zadowolony. Ukończyłem zawody w czasie ok. 15:20. Jak na trasę crossową, to dobry czas, chociaż daleki od mojego rekordu życiowego na tym dystansie – powiedział nam Jakub Nowak.
Dla niego był to już drugi udział w imprezie. Poprzednio musiał tu ustąpić Łukaszowi Parszczyńskiemu, który był obecny przez dłuższą chwilę na imprezie w charakterze dopingu dla swojej żony.
Jak na Bieg Niepodległości przystało, zanim biegacze wyruszyli na trasę odśpiewali hymn, a najmłodsi zawodnicy mogli wykazać się znajomością pieśni patriotycznych.
IB