Artur Kozłowski na FSZP: „W Rio straciłem...” [WIDEO]

 

Artur Kozłowski na FSZP: „W Rio straciłem...” [WIDEO]


Opublikowane w wt., 13/09/2016 - 11:59

Gromkimi brawami powitano w Krynicy maratończyka Artura Kozłowskiego. Uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro był gościem tegorocznego Forum Sport, Zdrowie, Pieniądze. Opowiedział o tym jak wyglądała najważniejsza impreza czterolecia.

Mistrz Polski w maratonie mówił obszernie o swojej drodze do igrzysk. Pierwszą próbę wywalczenia minimum ( 2:11:30 - red) podjął styczniu w Houston. Bezskutecznie - osiągnął wynik 2:14:11 i zajął piąte miejsce.

Kolejną okazją były kwietniowe mistrzostwa Polski rozgrywane podczas ORLEN Warsaw Marathon. Zdobywca złotego medalu mógł liczyć na kwalifikację w wypadku uzyskania rezultatu 2:12:30. Artur Kozłowski zwyciężył maraton z czasem 2:11:54 zdobywając oczywiście tytuł mistrza Polski. W Brazylii uplasował się na 39. miejscu z wynikiem 2:17:34. Zawodnik tak wspominał tamten start:

- Wyjeżdżając na trasę panowała straszna ulewa. Z nieba spadały metry sześcienne wody. Wszystko zelżało przed rozgrzewką. Cieszyliśmy się, że pada bo w deszczu dobrze się biega. Do takich warunków jesteśmy w miarę stworzeni.

- Deszcz padał do 20 km. Zacząłem biec spokojnie i czułem się super. Po półmaratonie skończyło padać i wyszło słońce. Woda zaczęła parować. Zrobiła się sauna. Chyba wszyscy po 25. kilometrze mieli problemy z oddychaniem i odwodnieniem. Pewnych rzeczy się nie oszuka.

- Liczyłem na wynik w okolicach 2:14:00- 2:15:00. Trzeba było jednak wziąć poprawkę na pogodę. Teraz patrzę na to wszystko chłodnym okiem i jestem zadowolony z tego startu. Kończąc maraton wiedziałem, że dałem z siebie wszystko - mówił Artur Kozłowski.

Maratończyk wspominał też wioskę olimpijską, o której przez cały czas trwania igrzysk krążyły anegdoty.

- Warunki były specyficzne. Nie mieliśmy okna w kuchni, była tylko siatka, której nie można nazwać moskitierą. W pokoju były po prostu cztery ściany, szafa jak w wojsku i dwa łóżka. Nam jednak nie były potrzebne luksusy.

- Minusem były kradzieże w wiosce olimpijskiej. Panie które dbały o porządek w wiosce olimpijskiej „sprzątały” trochę za dużo rzeczy. Na szczęście straciłem tylko słuchawki i odtwarzacz mp3. Był to pewien dyskomfort, bo wychodząc na trening nie wiedzieliśmy czy po powrocie coś jeszcze zastaniemy. W pewnym momencie nawet przy wejściu do wioski zainstalowano wykrywacze metali – opowiadał barwnie Artur Kozłowski.

Relacja portalu MaratonyPolskie.pl - partnera medialnego 7. PKO Festiwalu Biegowego:

RZ


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce