Małgorzata Krochmal: „W Falenicy nigdy nie pobiegnie 2000 osób”

 

Małgorzata Krochmal: „W Falenicy nigdy nie pobiegnie 2000 osób”


Opublikowane w pon., 16/12/2013 - 09:54

Zimowe Biegi Górskie w Falenicy nie mają wielkiej promocji, banerów reklamowych w centrum Warszawy, a i tak gromadzą tłumy. Wieść o rozpoczęciu nowego sezonu zawodów rozeszła się szeroko wśród biegaczy z całego kraju. Efekt – ponad 600 uczestników inauguracyjnego biegu sezonu 2013/14. O początkach zawodów i planach na przyszłość rozmawialiśmy z Małgorzatą Krochmal, organizatorką ZBG w Falenicy.

Za nami pierwsza impreza w ramach Zimowych Biegów Górskich w Falenicy. Jak Pani oceniłaby początek cyklu?

Na inaugurację mieliśmy super pogodę. Nie było śniegu jak na zimowy cykl przystało, z drugiej strony przy podobnej liczbie uczestników mieliśmy już takie zawody, gdy wydeptano tylko wąską ścieżkę i ciężko było normalnie rywalizować.

Biegi w Falenicy stał się bardzo popularne. Przyjeżdżają tu zawodnicy nie tylko z Warszawy. Jak narodził się pomysł zorganizowania tu zawodów?

Pierwsze imprezy cyklu odbywały się w Choszczówce i Falenicy. W każdym z tych miejsc odbywały się po trzy rundy. O wyborze Falenicy zadecydował po pierwsze urok Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, a po drugie przychylność dyrekcji szkoły podstawowej nr 124, która zapewniła nam bazę. Ważne dla nas, jako organizatorów, było to, by zawodnicy chociaż ciasno, to mieli jednak dach nad głową. W końcu biegamy w zimie.

Sam pomysł na zawody?

Historia cyklu jest związana z treningami biegaczy na orientację. Ponieważ sami biegamy na orientację, to szukaliśmy miejsca do zrobienia treningu siłowego i wytrzymałościowego w okresie zimowym, w okresie odpoczynku. Zresztą jak widać podczas naszych zawodów, startuje wielu biegaczy na orientację - choćby zwycięzca rywalizacji na 10 km Piotr Parfianowicz, czyli mistrz świata juniorów. Biegi z czasem się rozwinęły, zaczęło przychodzić wiele więcej osób niezwiązanych z bieganiem na orientację.

Frekwencja pierwszych i ostatnich zawodów zasadniczo się różni…

Tu nie ma czego porównywać! Pierwsze zawody były skierowane dla biegaczy na orientację. Miłośników tego sportu nie ma takiej rzeszy jak biegaczy ulicznych. Gdy zaczynaliśmy dziesięć lat temu, to biegaczy w ogóle było dużo, dużo mniej. Kiedy wystartowało 200 osób to ho ho… Były wtedy wielkie zawody! W  maratonach startowało wtedy może tysiąc osób. Teraz na naszej imprezie udaje się nam zgromadzić 700 osób, a rejestracji internetowych jest jeszcze więcej. To był pierwszy bieg w historii zawodów, gdy wystartowało powyżej 600 biegaczy!

Skąd taka popularność Zimowych Biegów Górskich w Falenicy? Ciągle rosnąca popularność – podkreślmy…

Ta popularność sama rosła. My staraliśmy się, żeby biegi były skierowane do wszystkich. Przykładowo mogły wystartować tu rodziny – tata lub mama z dzieckiem. Rodzic przebiega jedną pętlę, zostawia „młodego” za metą i robi drugie okrążenie. Oczywiście na trasie jest ciężko, czasem jest ciasno, ale spróbować swoich sił mogą wszyscy. Mamy też jeden z większych przedziałów wiekowych. Startują u nas siedmiolatki i biegacze, którzy mają osiemdziesiąt kilka lat.

Dokąd zmierzają Zimowe Biegi Górskie w Falenicy? W którym momencie trzeba będzie powiedzieć STOP chętnym?

Nigdy nie pobiegnie tu 2000 biegaczy. Uważam, że 700 osób to jest maksymalna liczba uczestników. Jeśli faktycznie będzie większa zainteresowanie, trzeba będzie zmodernizować imprezę. Ciągle staramy się wprowadzać udogodnienia. W tym roku można było się zapisywać na cały cykl. Być może kiedyś w cyklu będą mogły startować tylko osoby, które opłacą udział w całym sezonie… Będziemy musieli o tym pomyśleć, bo gdyby się zgłosiło 2000 osób, to na tej trasie zawodnicy by się zadeptali i zrobili sobie krzywdę. Dodatkowo warunki atmosferyczne czasami są i Nas różne. Podczas inauguracji tegorocznej, jedenastej już edycji cyklu trasa była szeroka, ale wkrótce może tu być dużo węziej.

Koniec roku to czas podsumowań. W Polsce przybyło imprez biegowych…

Każdy i może wybrać coś dla siebie. Najbardziej rozwijają się biegi uliczne. Jak dla mnie biegi w Polsce są strasznie drogie. Opłata od 70 zł to już nie jest popularyzacja biegania, tylko czysta komercja. Oczywiście nie twierdzę, że wszystko ląduje w kieszeni organizatora, bo taki np. wynik przez sms to jednak spore koszty. Biegi są skierowane jednak do różnych ludzi i każdy ma wybór gdzie startować. Jeśli stać nas na opłacenie wpisowego, to nie widzę w tym problemu. Osobiście wywodzę się z biegania na orientację i bliżej mi do zawodów w lasach – prostszych i tańszych.

Rozmawiał Robert Zakrzewski

 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce