„Było dobrze”. Zimowy ŁUT Ambasadorki [ZDJĘCIA]

 

„Było dobrze”. Zimowy ŁUT Ambasadorki [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pon., 25/02/2019 - 09:37

Za Bałucianką zaczęliśmy wspinaczkę na Bałuciański Wierch i wraz z nią pokonywanie zwałów zamarzniętego śniegu i błota (pierwsze roztopy ściął 10-stopniowy mróz poprzedniej mocy). Twarde wertepy, wertepy i jeszcze raz wertepy.

Do drugiego punktu żywieniowego w Zawadce Rymanowskiej na 21. kilometrze mieliśmy parę pięknych widoków na okolice. Na punkcie znów bogactwo jadła na zimno i gorący barszczyk, a nawet ognisko i leżaczki, a za nim najtrudniejsze podejście – pod górę Cergową.

Ale wcześniej – kolejna przeprawa przez strumień, tym razem o wiele bardziej szeroki i wartki. Mnie udało się przejść suchą stopą po zwalonym pniu, inni znaleźli najwęższy odcinek pomiędzy skarpami, gdzie udało się przeskoczyć. I Cergowa, a na niej wieża widokowa. Choć organizatorzy nie zdecydowali się zorganizować na jej szczycie checkpointu, ja i tak nie mogłam sobie odmówić, żeby na nią wejść – naprawdę było warto.

Kolejny etap – zbieg z Cergowej. Po piątym wywiniętym orle i minięciu mnie kurczowo trzymającej się drzewa przez rączego biegacza w raczkach, postanowiłam sięgnąć do plecaka po swoje raczki. To było najpiękniejsze 200 metrów wreszcie stabilnego i pewnego zbiegania po oblodzonym zboczu, aż definitywnie skończył się śnieg…

Więc sobie dalej w raczkach nie porumakowałam i w brodę sobie plułam, że założyłam je dopiero teraz. W kierunku wsi Lubatowa zmierzaliśmy polną drogą, by na 31. kilometrze skręcić na ostatnie wzniesienie – Żabią Górę, z której rozciągał się piękny widok na pokonaną wcześniej Cergową. I stąd już tylko 4 kilometry dzieliły nas od mety. Wydawać by się mogło, że dystans nie był taki zabójczy, ale pierwsze zabudowania Iwonicza witałam z nieopisaną ulgą.

Debiut zimowej Łemkowyny z pewnością zaliczę do udanych. Trasa bardzo wymagająca ze względu na zmarzlinę, ze zmieniających się jak w kalejdoskopie rodzajów podłoża brakowało chyba tylko kopnego piachu, ale ciekawa i zróżnicowana, pięknie oznaczona (choć nie brakowało miejsc, gdzie można było się zgubić), za Żabią Górą poprowadzona polami, a nie jak jesienne Łemko asfaltem – to duży plus i zaskoczenie dla stałych bywalców. Choć zamykałam stawkę biegową, entuzjazmu kibiców i wolontariuszy na mecie nie brakowało i z prawdziwą przyjemnością odebrałam oryginalny medal.

Zabrakło mi może jedynie bardziej szczegółowej informacji o warunkach na trasie – podano, że ma być i trawa, i błoto, i lód, ale gdybym wiedziała, na jakich odcinkach, to pewnie wcześniej założyłabym raczki i oszczędziła trochę ud i stawów skokowych. Nie było też w ogóle informacji, co ma być na punktach żywieniowych, a to wpłynęłoby na zawartość plecaka. Ale było dobrze, Łemkowyna, bardzo dobrze!

Magdalena Wilk, Ambasadorka Festiwalu Biegów


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce