Krakowski Bieg Świetlików: Veni, vidi, vici po skandynawsku [ZDJĘCIA]

 

Krakowski Bieg Świetlików: Veni, vidi, vici po skandynawsku [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 12/07/2015 - 08:55

Letnia edycja Krakowskiego Biegu Świetlików nie zawiodła biegaczy. Tradycyjnie było energetycznie, kolorowo i radośnie. Nagroda za zwycięstwo tym razem powędruje do gościa z Danii.

W logistyce tegorocznej imprezy doszło do kilku zmian. Tym razem start i meta biegu zostały przesunięte spod hotelu Forum na drugą stronę Wisły, praktycznie pod sam Wawel.

– Chcieliśmy coś zmienić. Postanowiliśmy przenieść się w okolice Wawelu, jest to ciekawsze miejsce. Strefa bardziej się rozbudowała i jest bardziej kolorowa – wyjaśniał Nam na starcie Krzysztof Drogoszcz, współorganizator imprezy.

– Dodatkowo uczestnicy biegną w przeciwnym kierunku niż poprzednio. Zakręty, które wcześniej pokonywało się wcześniej w lewo, teraz prowadzą w prawo. Biegniemy na północ w kierunku Podgórza, tam na Kładce Ojca Bernatka przekraczamy Wisłę i po drugiej stronie rzeki wbiegamy na bulwary, aż do Mostu Dębnickiego. Mamy dwie pętle po 5 km, a trasa jest płaska i szybka - kto chce, może się ścigać – informował organizator.

Bardziej niż na rekordy życiowe uczestnicy (choć nie wszyscy) liczyli w sobotę na dobrą zabawę. Zapewnić ją miało wiele atrakcji, w tym konkurs na najlepszy strój biegowy (biegaliście kiedyś w stroju robota?) czy pokaz sztucznych ogni przed rozpoczęciem imprezy. Na trasie nie brakowało atrakcji, np. pod mostem Grunwaldzkim światło stroboskopowe łączyło się z muzyką tworząc mini pokaz w stylu Jean Michala Jearr’a.

– Do startu namówiła mnie koleżanka, która już w zeszłym roku biegała w „świetlikach” zarówno latem i zimą. Postanowiłem też spróbować. Traktuję imprezę jako dobrą zabawę i rekreację – powiedział Nam Paweł Sikora z grupy Night Runners.

– To znany bieg w Krakowie i uważam, że trzeba go „zaliczyć”. Jeśli będzie fajnie, to wystartuję tu zimą jeszcze raz. I jeszcze za rok. Byleby nie było kontuzji. Zacząłem biegać rok temu i już po pierwszym starcie nabawiłem się urazu. Teraz wszystko jest już dobrze, chce się zmieścić w 60 minutach. Póki co każdy bieg mi się podoba, bo jest dla mnie nowy. Jeśli ktoś trenuje codziennie, startuje co tydzień to na pewno poszukuje takich atrakcji jak Color Run czy taki bieg nocny. Medale są tu atrakcyjne - mówił Nam Łukasz Słowik, dla którego była to jedna z pierwszych imprez biegowych.

„Biec czy nie biec - o to jest pytanie”. Parafraza z Hamleta z pewnością zagościła w ustach Duńczyka Jacob Simonsen, który... zwyciężył krakowski bieg. Jak powiedział nam na mecie, spędza tu część swoich wakacji.

– Podróżuje po Europie z kolegą . Byliśmy już w Warszawie, a dziś (w sobotę – red) przyjechaliśmy do Krakowa. Przechadzaliśmy się po mieście i zobaczyliśmy informacje o tym biegu. Zapisaliśmy się na 20 minut przed startem i szybko dołączyliśmy do reszty uczestników. Uważam, że to jest bardzo piękny bieg. Te wszystkie światła, woda. To była duża przyjemność tu startować. Rywalizacja była wyrównana – oceniał zwycięzca, który prócz medalu zabierze do domu także efektowną statuetkę w kształcie wawelskiego smoka.

Wśród pań najlepsza okazała się Katarzyna WIlk. O wygraną walczyła długo Karolina Wojtanowska. – Na trasie wszyscy krzyczeli, że jestem pierwszą kobietą. To dodawało mi mocy i chęci do biegu. Jednak nie oglądałam się za siebie, bo moim celem było zrobienie życiówki na 10 km a nie wygrana. Szukałam sprawdzianu na 10 km i trafiłam tutaj, za rekomendacją kolegi. Było warto – powiedziała na mecie pani Karolina.

– Imprezę oceniam bardzo pozytywnie głównie ze względu na atmosferę. Wszyscy byli nastawieni przyjaźnie, nawzajem się dopingowali. Jest to chyba jeden z najlepszych biegów w tym względzie! – oceniła nasza rozmówczyni.

RZ

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce