Od biegania do... kijków. Marcin Rosak - pierwszy profesjonalista w polskim nordic walking

 

Od biegania do... kijków. Marcin Rosak - pierwszy profesjonalista w polskim nordic walking


Opublikowane w sob., 06/04/2019 - 08:31

Pojawił się w świecie nordic walking nagle i przebojem zdobywał kolejne tytuły oraz miejsca na podium. Jak sam mówi, najpierw chciał sprawdzić swoje miejsce w szeregu na polskiej scenie, teraz ma chrapkę na zagraniczne. Potencjał ma ogromny, bo wśród jego atutów są nie tylko szybkość i elegancka technika, ale też… profesjonalizm.

To właśnie rzeczowe, profesjonale podejście do chodzenia z kijami jest tym, co go wyróżnia spośród innych zawodników. Trenuje skrupulatnie, wykorzystując trenerską wiedzę i doświadczenie wielu lat biegania. Zakłada kolejne cele a potem je realizuje. Swoją wiedzą chętnie dzieli się z innymi, zachęcając do aktywności. Nam opowiedział o treningach, marzeniach i… o tym, czym nordic walking różni się od biegania.

Byłeś najpierw biegaczem, prawda?

Marcin Rosak: Tak, przez trzynaście lat biegałem. W pewnym momencie stwierdziłem, że już dużo więcej nie jestem w stanie zrobić, bardziej nie wyśrubuję wyników. Postanowiłem spróbować czegoś nowego.

To nietypowy kierunek, zwykle to działa w drugą stronę. W dodatku część biegaczy patrzy na kijkarzy jak kogoś gorszego, słabszego.

Posypuję głowę popiołem, bo miałem dokładnie tak samo. Mijałem kijkarzy na treningach biegowych i sugerowałem bezpośrednio, żeby porzucili kijki i zaczęli truchtać. Doradzałem im źle. Kiedy poznałem nordic walking i jego metodykę, dowiedziałem się, że jest dużo lepszy i zdrowszy niż bieganie. Pewnie narażę się tym stwierdzeniem wielu biegaczom, ale próbowałem jednego i drugiego, więc chyba wiem o czym mówię.

Biegasz jeszcze czy już tyko chodzisz?

Zdarza mi się biegać, ale niezbyt często. Nie ciągnie mnie do tego. Na samym początku myślałem, że nordic będzie takim treningiem uzupełniającym dla biegania. Potem nordic wszedł mi w krew i pomyślałem, że to bieganie będzie treningiem uzupełniającym, ale szybko okazało się, że to tak nie działa. Na pewnym poziomie to nie jest już dobre, ale wręcz przeszkadza. To są jednak dwie zupełnie inne dyscypliny. Niby obie wytrzymałościowe, ale pracują zupełnie inne mięśnie i nie da się obu trenować na wysokim poziomie. Zawsze jedna będzie cierpiała kosztem drugiej. Bo na poziomie amatorskim oczywiście można uprawiać obie.

Możesz o sobie powiedzieć, że trenujesz nordic walking?

Jak najbardziej. Tak, jak wcześniej trenowałem bieganie. Moim zdaniem trenujemy wtedy, kiedy robimy to w sposób bardzo uporządkowany, wiemy, co chcemy osiągnąć i nad czym mamy pracować. Ważne jest, żeby robić to świadomie i osiągać postępy. Tak, żeby wzrastały obciążenia, kilometraż.

To jaki Ty masz cel?

Mam cele założone na każdy sezon, na każdą część sezonu. Teraz jest to na przykład maraton. Ale ważne jest przede wszystkim, by wypaść lepiej niż w poprzednim roku.

Masz podział na treningi szybkościowe, wytrzymałościowe, trenujesz technikę?

Trenuję technikę cały czas, bo jeśli się przestanie o tym myśleć, to może umknąć. Mam dokładny podział, w której części sezonu nad czym pracuję. Na początku bardzo dużo wytrzymałości, później elementy siły. W bieganiu jest siła biegowa, tutaj mamy chodziarską. Potem przed samymi zawodami jakiś tapering. Powiedziałbym, że narzędzia są bardzo podobne do tych w treningu biegowym, ale inna jest specyfika ich używania.

Czy w treningu czerpiesz tylko ze swojego doświadczenia w treningu biegowym czy masz inne źródła? Biegacze mają do wyboru sporo literatury, kijkarze już nie…

Jeśli ktoś chce sięgnąć po specjalistyczną wiedzę z zakresu nordic walking, to musi przyjść do mnie, bo ja jestem najlepszym trenerem (śmiech). To tak humorystycznie. Ale pasjonuje mnie sam proces trenowania, odkrywanie zależności, dróg w treningu, poprawianie wyników. Cały czas szukam, pomagam też innym.

Jak inni reagują na Twoje profesjonalne podejście do tej dyscypliny?

Biegacze na początku myślą, że to tylko zabawa i to jest takie proste. Ale kiedy im mówię, jakie czasy robię biegając, to nie dowierzają. Kiedy widzą moje treningi, przecierają oczy, że tak można. Jeśli chodzi o kijkarzy, to specyficzne środowisko, w którym nie ma zawiści. Bardzo pozytywnie odbierają to, co robię. Na zawodach podchodzą, mówią, że się cieszą, że pokazuję nordic z innej strony.

Myślisz, że jest szansa na to, że nordic walking będzie kiedyś traktowany na równi z bieganiem i nie będziemy postrzegani jako ci słabsi, gorsi, nagradzani mniej wartościowymi nagrodami i zawsze „na doczepkę w zawodach”?

Jeśli zawody będą łączone, biegowe i NW, to droga będzie dłuższa. Tam, gdzie są tylko zawody nordic walking, już jest profesjonalnie. Ja jeszcze pamiętam jak wyglądały zawody biegowe trzynaście lat temu. W całym województwie lubuskim było 18 imprez w ciągu roku i było na nich góra 100 osób. Teraz w samej Zielonej Górze, gdzie mieszkam, mamy ponad 20 imprez w ciągu a niektórych jest ponad 1000 osób. Wiadomo, że na nordic walking nie będzie nigdy aż tylu chętnych, bo to jednak wymaga sprzętu i techniki, ale jestem przekonany, że nastąpi boom i będzie nas wielu.

Co sądzisz o tym, co się dzieje na arenie polskiej i międzynarodowej?

Jest pewien chaos i myślę, że musimy uzbroić się w cierpliwość. W bieganiu też tak kiedyś było, że pojawiały się dziwne inicjatywy, dziwnie to wyglądało organizacyjnie, czasem jedni drugim podkładali nogi. Z czasem ludzie sami zadecydowali, gdzie chcą startować i kto robi imprezy najlepiej. Scena nordic walking też się klaruje, trzeba jej dać czas. W zagranicznych zawodach nodic walking jeszcze nie startowałem.

I nie planujesz?

Jak najbardziej! W ubiegłym roku postanowiłem sprawdzić, gdzie jest moje miejsce w szeregu w Polsce, nie miałem ambicji od razu na starty zagraniczne. W tym roku bardzo mnie to kusi. Może wystartuję w jakimś etapie Pucharu Europy, może uda się pojechać do Hiszpanii.

Co uważasz za swój największy sukces w dziedzinie nordic walking?

Chyba Mosinę, Mistrzostwa Świata. Tam na 21 km było naprawdę ciężko. I było to profesjonalnie zrobione. Na podium usłyszałem hymn i łza się zakręciła w oku.

A jakie sukcesy przed Tobą w tym roku? Co sobie zamierzyłeś?

W treningu powinno się wyznaczać cele A, B, C… Teraz były Mistrzostwa Polski w Górskim Półmaratonie i dla mnie były to zawody o priorytecie C. Takim ważniejszym startem będą mistrzostwa w Roding, jeśli się uda, ale zdecydowanie najważniejszym Mistrzostwa Polski w maratonie w Jastrowiu. Tam nie zależy mi tyle na miejscu, ile na uzyskaniu kosmicznego czasu.

A jaki to jest ten „kosmiczny czas”?

Najlepiej taki, którego nikt wcześniej nie osiągnął…

A jednak!

Ale na czas wpływa dużo czynników, nawet temperatura danego dnia. Decyzję o tym, na jaki czas się idzie, trzeba podjąć na bieżąco.

Może skusisz się na start w Krynicy w mistrzostwach kraju, górskich i w Hillu?

No właśnie zauważyłem rok temu, że jest coś takiego, ale za późno. Chętnie się wybiorę i podejmę wyzwanie.

W takim razie do zobaczenia w Krynicy i trzymamy kciuki za realizację wszystkich celów!

Rozmawiała Katarzyna Marondel


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce