"Byłem najlepszy!" Z Janem Hurukiem, maratończykiem stulecia, o nim, historii i o teraźniejszości polskiego maratonu

 

"Byłem najlepszy!" Z Janem Hurukiem, maratończykiem stulecia, o nim, historii i o teraźniejszości polskiego maratonu


Opublikowane w pt., 03/01/2020 - 19:07

To był błąd, bo w trudnych warunkach atmosferycznych jakie były w Atlancie i w formie, jaką przygotowałem, mogłem być naprawdę wysoko. Dowód: tydzień po biegu olimpijskim zdecydowanie wygrałem maraton w równie ciężkich warunkach w Sydney, na trasie kolejnych igrzysk. Prowadziłęm od startu do mety. Niewielu było chyba takich zawodników w historii. A uzyskany w Sydney czas dałby mi w Atlancie brązowy medal! Udowodniłem, że działacze PZLA nie mieli rację. Tylko co z tego, skoro do Atlanty nie pojechałem...

Ile maratonów przebiegł pan w karierze?

Dwadzieścia osiem. 

A czy to prawda, że ani jednego w Polsce?

Tak. Jestem chyba jedynym znanym polskim maratończykiem, który nie startował w kraju (śmiech).

Dlaczego tak się stało?

Lata 80 to były takie czasy, że moje miesięczne stypendium wypłacane w Polsce stanowiło wartość około 30 dolarów. A już na pierwszym maratonie, w 1988r. w Duisburgu, zarobiłem kilka tysięcy marek zachodnioniemieckich. Ja byłem wtedy zawodowcem i musiałem mieć inne podejście: biegać tam, gdzie zarabiałem pieniądze. W latach 90 chciałem wystartować w jakimś maratonie w Polsce, ale żaden z organizatorów nie był w stanie odpowiednio mi zapłacić, mój menedżer dbał o moje interesy.

W 1999 roku, na koniec kariery, zaplanowałem start w Maratonie Solidarności w Gdańsku. Wszystko było domówione, warunki z Kazimierzem Zimnym, byłym olimpijczykiem, a potem pomysłodawcą i dyrektorem biegu, ustalone, a ja trenowałem. Miałem wygrać. Ale tydzień przed imprezą zachciało mi się wystartować w Memoriale Żylewicza w biegu na bieżni na 5000 metrów. Jako prawie 40-latek uzyskałem czas 14:09 min., ale bieg w kolcach załatwił mi „achillesa”.

Musiałem zrezygnować ze startu w Maratonie Solidarności i wtedy też podjąłem decyzję, że nigdy więcej nie wystartuję w biegu maratońskim. Moim ostatnim pozostał więc maraton w Belgradzie w 1998 roku. W następnym roku nie ukończyłem biegu w Bordeaux, potem był niedoszły Maraton Solidarności i... koniec.

Dotrzymuje pan słowa do dzisiaj?

Tak. Skończyłem karierę zawodowca, a później jako amator nigdy w maratonie nie wystartowałem. Jestem cały czas aktywny, biegam, czasami startuję nawet w półmaratonach, ale na królewskim dystansie – już nie. (czytaj dalej) 


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce