"Najwyżej... wezmę kredyt. Marzenia są warte wielkiej ceny!" Miłosz Pasiecznik, pierwszy Polak w 7/7/7 World Marathon Challenge

 

"Najwyżej... wezmę kredyt. Marzenia są warte wielkiej ceny!" Miłosz Pasiecznik, pierwszy Polak w 7/7/7 World Marathon Challenge


Opublikowane w ndz., 21/04/2019 - 20:15

Miłosz uważa, że jego plan jest warty ogromnych wyrzeczeń, prawie każdego poświęcenia. – Bez dwóch zdań: tak! - mówi zdecydowanie. – Coś takiego robi się raz w życiu, takie doświadczenie jest cenniejsze niż jakiekolwiek rzeczy materialne – twierdzi bez wahania. – Myślę o tym od 3 lat, powoli dojrzewałem do decyzji. Przeszkód jest wiele: i wyzwanie finansowe, i wyczerpujący wysiłek, i codzienna zmiana stref czasowych. To wszystko prawda, ale uważam, że warto, a jak się dobrze postaram, to zbiorę potrzebne pieniądze!

Założenie zbiórki publicznej Miłosz Pasiecznik planuje na czerwiec. Wtedy wszyscy chętni będą mogli wesprzeć jego przedsięwzięcie. Wcześniej, bo do końca maja, musi wpłacić drugą ratę, a ostanie 13 tysięcy euro jest zobowiązany uiścić do 30 listopada.

Sama impreza World Marathon Challenge odbędzie się na początku lutego przyszłego roku. – Muszę dolecieć do Republiki Południowej Afryki. Zbiórkę w Kapsztadzie mamy 3 lutego, potem odprawy, zapoznanie z imprezą i 3 dni później organizator przetransportuje nas na Antarktydę. Tam zaczyna się bieganie. Pierwszy maraton jest 6 lutego na Antarktydzie, od razu po nim powrót do RPA, dzień później maraton w Kapsztadzie i przelot do Australii, maraton w Perth i przelot do Dubaju, w kolejne dni Madryt, Santiago de Chile i 12 lutego ostatni, siódmy maraton, w Miami – opowiada Miłosz o marszrucie World Marathon Challenge. – Poza Antarktydą, są to maratony uliczne, rozgrywane najczęściej na pętlach długości 7-14 km. Od Kapsztadu do Miami za transport i pobyt odpowiada organizator w ramach wpisowego, z Florydy natomiast wracamy do domów już na własną rękę – dodaje.

O tym, że World Marathon Challenge jest ogromnym przedsięwzięciem finansowym, już wiemy. To jednak również duże wyzwanie fizyczne dla organizmu. I nie chodzi nawet o przebiegnięcie 7 maratonów dzień po dniu, choć to również łatwe nie jest. Ogromnym problemem są codzienne, wielogodzinne zmiany stref czasowych. – Czytałem opowieści uczestników kilku wcześniejszych WMCh. Wszyscy twierdzą, że przeloty i zmiany stref czasowych są zdecydowanie najtrudniejsze! – mówi Miłosz Pasiecznik. – Późnym popołudniem albo wieczorem wysiadasz z samolotu, a od razu następnego dnia rano robisz maraton. Potem znów samolot, przelot, kolejne kilka godzin w tę lub we w tę, a następnego ranka maraton. To powoduje, że prawie w ogóle nie da się spać! 

– W tym roku i 2 lata temu World Marathon Challenge wygrał słynny Michael Wardian, ze średnim czasem jednego biegu 2:45 i 2:58. Amerykanin pisze, że za pierwszym razem przez maratoński tydzień spał w sumie 13 godzin, a teraz, jak bardzo starał się to poprawić, udało mu się przespać 17 godzin! – śmieje się nasz rozmówca. – Więcej spać, przez te szaleństwa czasowe i klimatyczne, się nie da, organizm po prostu wariuje. Na ostatnim maratonie uczestnicy czują się dosłownie jak zombie. Wystarczy obejrzeć zdjęcia i filmy na stronie imprezy – zapewnia.
 


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce