„Szaleli”, podbiegali na czas, wyprzedzali zająców!

 

„Szaleli”, podbiegali na czas, wyprzedzali zająców!


Opublikowane w pon., 04/04/2016 - 12:10

Warszawa: Gdy w niedzielny poranek w komunikacji miejskiej panuje tłok, a dodatkowo większość pasażerów ma na nogach buty do biegania, to uświadamiasz wiesz sobie, że dzieje się coś ważnego. W weekend w stolicy odbyło się prawdziwe święto sportu, w którym wzięło udział 12 729 osób. Podobną liczbę ludności mają takie miejscowości jak Szprotawa, Aleksandrów Kujawski czy Pasłęk.

Uczestnicy 11. PZU Półmaratonu Warszawskiego mieli okazję sprawdzić się na nowej trasie. Bieg po raz pierwszy startował i kończył się na zabytkowym placu Trzech Krzyży. Dodatkowo uczestnicy zmagań po raz pierwszy w ramach półmaratonu na dłużej mieli okazję zawitać na warszawską Pragę.

Biegacze dwukrotnie pokonywali Wisłę, mknąc mostami Gdańskim oraz Świętokrzyskim. Wisienką na torcie było wzniesienie przy ulicy Belwederskiej (19. kilometr), gdzie rozegrano lotną premię w randze Mistrzostwa Polski w Podbiegu Adidasa. W rywalizacji mogli wziąć tylko biegacze posiadający polskie obywatelstwo. Dodatkowo półmaraton musieli ukończyć w czasie 2:30.00.

„Zaszalałam”

Jedną z biegaczek zaliczaną do czołówki zmagań tegorocznego półmaratonu była Izabela Parszczyńska. Zawodniczka ostatecznie finiszowała na 12. pozycji wśród kobiet z wynikiem 1:19.17. Zawodniczka Podlasia Białystok przyznała, że był to start treningowy, przed nietypowym wyzwaniem jakie sobie postawiła na ten rok.

– To mój pierwszy start w tym sezonie. Trochę zaszalałam, bo od razu wzięłam półmaraton na przetarcie. Nie nastawiałam się na wynik. Nie trzymałam się też dziewczyn od samego początku, bo wiem że są w dobrej dyspozycji. Nie chciałam stracić sił już na pierwszych kilometrach. Nie miałam też nikogo kto pomógłby trzymać tempo. Panowie raczej chowali się za mną. Nawet dostałam propozycję prowadzenia ich na dobry wynik (śmiech) – relacjonowała pani Izabela.

– Za dwa tygodnie pobiegnę półmaraton w Poznaniu. Tam myślę, że czas już będzie lepszy. W tym roku wystartuję też w Wings For Life. Wszystko więc układa mi się całkowicie inaczej niż zwykle. Miałam trochę problemów rodzinnych, w lutym też chorowałam, więc nie nastawiam się na maratony. Skoro ten rok jest jakiś inny, więc chcę podjąć też inne wyzwanie – opowiadała Izabela Parszczyńska.

Nagrody... nie pomagały

Niezależnie czy byli to biegacze z elity, czy też amatorzy biegania, wszyscy z radością i ulgą przekraczali linie mety. Następnie w pobliskich wąskich i tłumnych uliczkach przyszedł czas na pierwsze rozmowy i analizy.

– Chyba dostałem skrzydeł. Miałem plan, żeby biec z „zającem” na 1h35' do 10. kilometra, ale już na 7. kilometrze postanowiłem go wyprzedzić. Uznałem, iż trzeba spróbować powalczyć o coś więcej. Ostatecznie ukończyłem bieg z czasem 1:33.02, więc jest bardzo dobrze – cieszył się Michał Szkodziński, dla którego był to drugi start w PZU Półmaratonie Warszawskim.

– Trasą jestem zachwycony. Mam duży sentyment do miejsc którymi biegliśmy. Na placu Hallera miałem jedną z najfajniejszych randek w ostatnich latach. Obok na Jagielońskiej jest fajna knajpa ze smacznym jedzeniem. Podobało mi się, że trasa była tak urozmaicona. Może tylko ten podbieg na sam koniec sprawiał, że odechciewało się szybciej kręcić nogami. Nawet nagrody motywacyjne mi nie pomogły (śmiech)!

– Chciałbym, żeby impreza pobiła rekord frekwencji (rok temu imprezę ukończyło 12 958 osób, tym razem 12 729 osób – red.), bo patrząc na trasę i na to ile osób wyprzedzałem i ile mnie mijało, frekwencja jest nieziemska! Bardzo też dziękuje wszystkim, którzy wpłacili pieniądze na moje konto w ramach akcji #BiegamDobrze. Myślałem, że 300 zł sam będę musiał dopłacić ale udało się ludziom zebrać 1080 zł. Pieniądze trafią na konto Fundacji Rak n Roll – podkreślił nasz rozmówca.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce