Pozamiatali na Skrzycznem. Zamieć 2015 [ZDJĘCIA]

 

Pozamiatali na Skrzycznem. Zamieć 2015 [ZDJĘCIA]


Opublikowane w śr., 04/02/2015 - 08:39

Znajomi wyruszają z bazy na czwartą pętlę. Najpierw Maciek, później Filip z Etosiem, który w międzyczasie wszamał chyba kilkanaście porcji makaronu, a mimo to ode mnie wysępił jeszcze trochę. Sylwia wraca na kwaterę, bo ma totalnie przemoczone i zmarznięte stopy. Rano zrobi jeszcze jedno okrążenie. Świder przed rundą 4 i 5 idzie się planowo przekimać na leżance w sali kinowej, która już jest pełna odpoczywających i drzemiących zawodników. Mnie spowalnia świadomość zupełnego braku ciśnienia. Wiem, że chyba zrobię jeszcze tylko dwa kółka i mam na nie nieograniczoną ilość czasu...

Zbieram się dopiero około 23:30. Znowu większość podejścia przechodzę sam, ale już trochę wolniej niż poprzednio. Zza chmur wychodzi księżyc prawie w pełni. Zgodnie z tym co mówili przychodzący zawodnicy, na górze wieje już zdecydowanie słabiej. Ponad wygwizdowem, niedługo przed szczytem spotykam schodzącą dwójkę z Pokojowego Patrolu. Dowiaduję się od nich, że Stefa mocno wychłodziło, z trudem dotarł do schroniska i nie wiadomo, czy będzie w stanie dalej napierać. Martwię się o zioma, ale wiem, że jest pod dobrą opieką. Z drugiej strony czuję coś w rodzaju ulgi, że już na pewno nie muszę robić sześciu kółek. Była między nami pewna niepisana rywalizacja.

Tough guys tumble - myślę sobie, dochodząc do schronu. Napierając zawsze mi się dobrze układało rymy...

W tę noc na Skrzycznem trup się gęsto ścieli
Czasami widzisz tylko własny nos
Ta noc na Skrzycznem i twardzieli zmieli
Po jednym kółku możesz mieć już dość
Jak to ukończysz, znaczy jesteś gość

Wchodzę do środka. Stef rozgrzewa się ogniem w kominku i gorącą herbatą w towarzystwie załogi punktu pomiaru czasu. Złapał hipotermię, a do tego na to okrążenie zapomniał energetycznych przekąsek i czegokolwiek do popicia. Jest przekonany, że dojdzie do siebie, wróci o własnych siłach i jeszcze machnie piątą pętlę. Trochę mnie to uspokaja.

Zejście postanawiam zrobić ostrożnie, żeby się nie uszkodzić na sam koniec. Zdaję sobie sprawę ze słabej przyczepności moich butów. Gdzie się da, strome odcinki pokonuję optymalnie szybkim, a jednocześnie bezpiecznym sposobem - „dupozjazdem” z hamowaniem piętami. W jednym miejscu trochę wykrzywiam kijka, próbując się nim podeprzeć by złapać równowagę. Księżyc świeci tak jasno, że na płaskim kawałku mogę na kilka minut wyłączyć czołówkę. Zmęczenie robi swoje i przez momenty dekoncentracji przed samym Szczyrkiem zaliczam dwie bolesne gleby na twardym lodzie.

W bazie wsiąkam na długo. Już nigdzie mi się nie śpieszy. Filip z Psemkomandosem idą spać. Później mi opowie, że rano spytał Eto, czy ten ma ochotę na jeszcze jedno kółko, ale ten spojrzał na niego jak na wariata. Kolejni wchodzący na bufet napieracze wyglądają jak żołnierze Napoleona wracający spod Moskwy. Ostatnią pętlę postanawiam potraktować turystycznie i reportersko. Czekam z wyruszeniem do piątej rano, tak by wejść na szczyt równo ze wschodem. Tuż przed moim wyjściem do bazy wchodzi Stef, o którego znów zaczynaliśmy się niepokoić. Już jest z nim lepiej i wciąż ma ochotę na jeszcze jedno okrążenie. Nie ma co, twardy z niego zawodnik.

Na horyzoncie pojawia się zarys Tatr. Niebo nad nimi się rozjaśnia. Słońce wschodzi równo w momencie, jak wchodzę na szczytową polanę. Robię kilka fotek i jak przystało na turystę, wchodzę do schroniska na herbatę z cytryną i dłuższą chwilę rozmawiam z ekipą pomiaru czasu.

Podczas zbiegu po prostu cieszę się słonecznym porankiem i widokami, choć na oblodzonych stromiznach muszę zachować czujność. Przy ostatniej ściance zatrzymuję się na dłużej, by obfocić kilkoro biegaczy podczas „dupozjazdu”, a następnie sam pokonuję ten odcinek rzeczoną techniką. Wśród spotkanych zawodników jest niesamowita Agata Matejczuk, która jako jedyna z dziewczyn ukończy 7 pętli.

Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce