„Mój przyjaciel Ketonal”. Sahara Daniela Lewczuka

 

„Mój przyjaciel Ketonal”. Sahara Daniela Lewczuka


Opublikowane w śr., 12/03/2014 - 09:38

Skąd w ogóle wziął się pomysł, by z takim doświadczeniem biegowym podjąć aż tak trudne zadanie?

Pierwszy raz o Sahara Race usłyszałem w 2009 roku od swojego serdecznego kolegi, Kanadyjczyka, Stefana Danisa. Opowiedział mi o doświadczeniach z Gobi. Byłem pod ogromnym wrażeniem. Później kolega ukończył jeszcze Atacamę i Saharę. Mam nadzieję spotkać Stefana i wspólnie z nim i innymi pokonać Antarktydę pod koniec tego roku.

Wracając do pomysłu - niestety operacja kolana odsunęła wiele moich planów i marzeń w czasie. Slajdy, zdjęcia z pustyni, opowieści jednak pozostały w mojej pamięci i często myślami do nich wracałem.

No i wrócił pan. Jerzy Skarżyński, który pomaga panom w przygotowaniach do 4 Deserts, chyba mocno puknął się w głowę, gdy usłyszał pana historię i zakładane cele na tę imprezę…

Cóż, wiele osób niedowierzało, mówiło mi wprost - „nie dasz rady”. Nie ma szans by taki, gość jak ja ukończył taki bieg. Słyszałem to od ludzi w klubie, w którym trenuję, od bliskich i dalszych znajomych. Ale część też wierzyła i trzymała kciuki. Wiedzieli po co i dlaczego to robię. Jestem wdzięczny i jednej i drugiej grupie. Jedni działali na mnie jak płachta na byka, tych drugich nie chciałem zawieźć.

A zrobiłem to, bo po ukończeniu Ironmana 70.3 zdałem sobie sprawę, że niektórzy ludzie, mają Ironmana czy wyzwania ultra w codziennym życiu. Jakiś czas temu poznałem rodzinę Blanki i samą Blanke. Postanowiłem pomóc w ich ultra zmaganiach ufając, że wspólnie z nimi będziemy świętować osiągnięcie celu (dowiedz się więcej).

Jak przygotowywał się Pan do startu?

Od wspomnianego Stefana otrzymałem plan treningowy na jakieś 2,5 miesiąca przed startem. Z jednej strony był prosty, z drugiej wymagający dyscypliny i poświęcenia sporej ilości czasu. A tu zima, zimno, ciemno. Trzeba było wstawać 4:45 - 5:00. Załatwiałem domowe obowiązki, wyjeżdżałem z domu o 6:20 by o 7:00 móc rozpocząć trening. Głównie bieżnia. Mieszkam obok lasu. Super warunki do treningu, tylko w lato. Próbowałem biec z „czołówką”, po śniegu, ale zdałem sobie sprawę, że jeżeli zwichnę sobie kostkę, mogę nie stawić się na starcie Sahara Race.

A więc bieżnia…

Zacząłem biegać wg. Planu. Udawało mi się prawie sprostać dystansom biegów, gorzej wychodziły mi marsze. Po prostu nie miałem czasu, by chodzić przez 2 – 3 godziny dziennie. Zwiększałem wagę plecaka. Ostatni miesiąc biegałem z 9 kg ciężaru. Założenie było takie: dojść na treningu do 50% wysiłku samego biegu ufając, że w trakcie imprezy głowa załatwi resztę i determinacja pomoże go ukończyć. Udało się.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce