15. Bieg Katorżnika za nami. „To była tylko woda i błoto!” [WYNIKI, DUŻO ZDJĘĆ]

 

15. Bieg Katorżnika za nami. „To była tylko woda i błoto!” [WYNIKI, DUŻO ZDJĘĆ]


Opublikowane w sob., 10/08/2019 - 22:01

Organizatorzy ostrzegają: „Woda, bagno, rowy, błoto, smród i stęchlizna, pijawki i inne robactwo (…), Czas pokonywania ok. 10 km trasy jest zbliżony do waszych wyników w maratonie. Nie tylko pot i łzy ale naprawdę dużo krwi, skręceń, zerwań i zasłabnięć (…). Pomimo przebywania w wodzie dręczyć Was będzie pragnienie, a w chwilach słabości nie otrzymacie pomocy.” I ani jedno słowo nie jest tutaj przesadzone. Mimo tego co roku listy startowe na Bieg Katorżnika zapełniają się w ekspresowym tempie a chętnych, by dać się zmieszać z błotem w Kokotku przybywa.

Nałogowcy robią to po raz czwarty, ósmy, trzynasty. Nie biorą nawet pod uwagę opcji, by nie pobiec. No właśnie: pobiec. To słowo klucz. Bo choć impreza ma je w nazwie, poruszanie po trasie ma więcej wspólnego z chodzeniem, brodzeniem i pełzaniem. Stosunek odcinków biegowych do tych wodno-błotnych bywa zmienny. Tutaj karty rozdaje pogoda – jeśli jest susza, poziom wody w zbiornikach i rowach jest niższy a trasa ma więcej odcinków leśnych. Tak jak w tym roku. Zaskoczeniem była jednak konsystencja błota, które okazało się wyjątkowo ciężkie i grząskie. Z lubością pożerało buty zawodników, zwłaszcza tych młodych, uczestniczących w dziecięcej wersji biegu. Starszym i doświadczonym biegaczom znacząco wydłużyło czas spędzony na trasie.

Ania Zabokrzycka przyjechała do Kokotka z okolic Warszawy. Debiutowała na katorżniczej trasie. – Było super, ale jestem strasznie zmęczona! Myślałam, że będzie łatwiej, więcej biegania przez las z jakimiś małymi przeszkodami błotnymi. A to była tylko woda i błoto! Najgorsze były momenty, kiedy musiałam pełzać na brzuchu, bo inaczej się zapadałam… Ale i tak mi się podobało i za rok wystartuję znowu. Po kolejną podkowę a ta zawiśnie na ścianie – zadeklarowała zawodniczka.

Kokotek przyciągnął zawodników z całego kraju i wielu innych państw. Na trasie było słychać angielski, niemiecki, włoski i rosyjski. By spędzić kilka godzin w błocie niektórzy zawodnicy przejechali setki kilometrów: - To mój drugi Katorżnik. Przyjechałem spod Olsztyna i było warto. To jest przygoda a nie jakieś płaskie bieganie jak u nas na Warmii i Mazurach – mówił na mecie Patryk Morawiak. – Biegłem rok temu i uważam, że wtedy było trudniej. Niby krótsza trasa, ale więcej błota i terenowych przeszkód. Dzisiaj za to najgorsza była odległość. No i przeszkody, o które się ciągle obijało… Ale poszło dobrze, jest pierwsza dziesiątka!

– Spodziewałam się rzeczy strasznych a było super! To znaczy zależy kto się czego boi. Dla mnie to nie było straszne, na zdjęciach wyglądało dużo gorzej – oceniła debiutująca w Katorżniku Monika Walczak. – Najgorsze były gałęzie pod wodą. Absolutnie! Jak się kilka razy przywali piszczelem, to ból jest niesamowity. Ale warto. Za rok na pewno kolejny start, bo Katorżnik jest jak narkotyk.

Najszybsi spędzili na trasie nieco ponad 2 godziny, średni czas wynosił 3-4 a rekordziści brodzili w błocie nawet ponad 6 godzin. Wszystko zależało nie tylko od kondycji, ale też w dużej mierze od odwagi koniecznej między innymi do wskakiwania w rowy o nieznanej głębokości. Spore znaczenie miała też taktyka. Stali bywalcy wypracowali już swoje sposoby na tutejsze błoto: legendarna jest już srebrna taśma, którą wielu przywiązuje buty, inni zakładają ochraniacze na nogi. Jedni próbują rowy pokonywać przy krawędziach, w nadziei, że będzie płytko, inni wskakują w sam środek a nawet próbują pływać. Niezależnie od zastosowanej metody, jedno jest pewne: czystym nie da się dotrzeć do mety. I właśnie to sprawia, że bieg jest tak atrakcyjny.

Poza falami startowymi dorosłych, swoją błotną przeprawę mają też dzieci oraz młodzież. Wera Binienda startowała czwarty albo piąty raz, sama nie jest pewna. – Do pokonania mamy zawsze 2-3 kilometry. Tegoroczna edycja jest chyba najtrudniejszą, w jakiej startowałam. Dużo było takiego błota, w którym człowiek się zapadał i nie mógł wyjść. Było też sporo przeszkód typu przewrócone drzewo a za nim głęboki rów i trzeba było się kilka razy wykąpać. Ale uwielbiam to i nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła startować w „dużym” Katorżniku. Już za rok!

Wyniki: TUTAJ

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce