Jarosław Żórawski: „Sędzia powinien być tłem dla zawodników”

 

Jarosław Żórawski: „Sędzia powinien być tłem dla zawodników”


Opublikowane w śr., 11/02/2015 - 11:16

Jest pan obecny także na biegach ulicznych. Czym się różni sędziowanie zawodów ulicznych – amatorskich, od zmagań na bieżni?

Aby sędziować zawody najwyższej rangi, typu Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce w Sopocie czy Mistrzostwa Świata Juniorów w Bydgoszczy musiałem przez wiele lat udowadniać moim przełożonym, że znam doskonale przepisy, że potrafię radzić sobie w trudnych sytuacjach. Dopiero po kilku latach dostałem szansę sędziowania zawodów wyższej rangi. Specjalizuję się w sędziowaniu konkurencji biegowych zarówno na stadionie lekkoatletycznym, jak chód sportowy oraz biegu ulicznym.

Odwołując się do swoich doświadczeń uważam, że zawody na bieżni znacznie różnią się od biegów ulicznych. Przede wszystkim czasem trwania i presją. Na stadionie lekkoatletycznym sędziowie są też cały czas na widoku.

Przykłady?

Chociażby w ubiegłym roku podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej, gdzie byłem zastępcą Sędziego Głównego Zawodów. Przypomnę, że na trybunach zasiadło około 20 000 widzów, a w zawodach startował między innymi sam Usain Bolt. Każdy sędzia czuję odpowiedzialność za swoje czyny. Na przykład sędzia starter, od którego zależy to czy bieg na 100m uda się w pełni, czy też może Bolt popełni falstart i zostanie zdyskwalifikowany. Wtedy cała widownia, która przyszła na imprezę obejrzeć właśnie ten bieg, będzie miała pretensję do sędziego startera, że pozbawił ją przyjemności oglądania tej konkurencji. 

Ponadto na zawodach lekkoatletycznych na stadionie albo hali, rozgrywanych jest jednocześnie kilka konkurencji i trzeba bardzo uważać np. na rzut młotem czy oszczepem, by przypadkiem nie znaleźć się w nieodpowiednim miejscu, bo to może się źle skończyć dla sędziego.

A co z sędziowaniem imprez masowych?

Na biegach ulicznych również trzeba zachować pełną koncentrację, ponieważ to sędziowie odpowiadają za poprawną kolejność na mecie biegu, a nie system chipowy. Ponieważ system chipowy może nie zadziałać poprawnie i wtedy trzeba odtwarzać wyniki z notatek sędziowskich. Bywa, że trzeba rozstrzygać w ciągu chwili kto wygrał, kto był drugi, tak jak to było podczas Orlen Warsaw Maratonu (na zdjęciu) w ubiegłym roku, gdzie na dystansie 10 km kilka zawodniczek przekroczyło linię mety niemal w tym samym momencie. A jak wiemy nagrody finansowe były znacznej wartości.

Sędziuje się z automatu czy do każdej imprezy trzeba się przygotowywać?

Przygotowania do sędziowania największych biegów ulicznych w Polsce m.in. Półmaratonu i Maratonu Warszawskiego oraz Orlen Warsaw Marathonu, gdzie obecnych zazwyczaj jest około 50 sędziów, trwają kilka dni. Chodzi o poprawne rozstawienie sędziów na trasie biegu. Dlatego trzeba przejechać kilka razy trasę , ocenić miejsca, w których sędziowie powinni być obecni, na przykład na zakrętach, aby uniemożliwić uczestników skracanie trasy. Trzeba rozpisać sędziom obowiązki, jakie na nich spoczywają i czas, w jakim powinni pełnić swoją funkcję.

Korzystając z okazji apeluję do uczestników biegów, szczególnie chodzi o biegi uliczne, aby nie skracali trasy. Pamiętajmy, że trasa prowadzi zazwyczaj ulicami, a nie chodnikami, czy też krawężnikami. Podczas imprez, gdzie sędziów nie ma, wypacza to sens rywalizacji.

A czy sędziowie z licencją PZLA są potrzebni przy organizacji biegów amatorskich ulicznych?

Aby wyniki biegów ulicznych były uznawane, na zawodach muszą być obecni sędziowie związkowi. Organizatorzy często rezygnują z sędziów, bo uważają że są niepotrzebni i wolą skorzystać z młodych wolontariuszy, których rozstawią na trasie. Jednak to zazwyczaj źle się kończy. Pamiętam, jak podczas maratonu w Łodzi kilka lat temu, wolontariusze nie do końca wiedzieli jak przebiega trasa i kierowali zawodników w różne strony. Niektórzy przebiegli wtedy 48 km, inni 36 km. Słyszałem o jeszcze kilku innych dystansach.

Na sędziach spoczywa ostateczna weryfikacja wyników, z którymi również bywają różne historie. Chociażby świadoma bądź przypadkowa zamiana numerów startowych wraz z chipem do pomiaru czasu. Taka sytuacja zdarza się bardzo często. W jednej z edycji ursynowskiego biegu na 5 km okazało się, że w kategorii kobiet wygrała Pani z Białegostoku. Sęk w tym, że jej rekord życiowy oscylował w okolicach 30 minut, a tu uzyskała wynik zdecydowanie poniżej 20 minut. Odebrała nagrodę pieniężną. Potem okazało się, że w szatni przed biegiem zamieniła się przypadkowo numerem startowym z mężczyzną. Sędziowie właśnie są po to, aby takie sytuacje wyłapywać - chipy tego same nie zrobią.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce