Radosław Kłeczek znów wygrywa. „Ciągle pracuję nad swoimi problemami”

 

Radosław Kłeczek znów wygrywa. „Ciągle pracuję nad swoimi problemami”


Opublikowane w pon., 28/04/2014 - 10:29

Radosław Kłeczek, Mistrz Polski na 5000m z 2010 r., srebrny medalista w maratonie z tego samego roku, triumfator wielu biegów ulicznych, w tym m.in. Życiowej Dziesiątki w Krynicy w 2012 roku (28:43) czy 10 km w ramach Orlen Warsaw Maraton 2012 (29:26), wraca do formy po kontuzji kolana. W sobotę triumfował w warszawskim Biegu Dookoła ZOO.

Po imprezie rozmawialiśmy z długodystansowcem z Gogolina. 

Ubiegły rok może uznać pan za udany. W Gdyni zdobył pan wicemistrzostwo Polski w biegach ulicznych na 10 km, a podczas 35. PZU Maratonu Warszawskiego zajął wysokie 9. miejsce z czasem 2:17.41. Osiągnął pan to wszystko zmagając się z kontuzjowanym kolanem. Czy już wszystko jest w porządku ze zdrowiem?

Tak, wracam do formy po urazie. W listopadzie przeszedłem operację kolana. Miałem trochę komplikacji i dopiero w marcu wznowiłem treningi. Mam już za sobą kilka zgrupowań. Byłem trzy tygodnie w Międzyzdrojach, ostatnio trenowałem w Jakuszycach. Czuję się coraz lepiej. Jednak do pełnej dyspozycji jeszcze trochę mi brakuje. Za tydzień jadę w góry i będę tam przygotowywał się do tej drugiej części sezonu.

Przygotowywać się będzie Pan w Polsce czy za granicą?

Cały czas się zastanawiam nad miejscem. Przez tą kontuzję wypadło mi trochę treningów a jest taka zasada, że nie będąc w pełni przygotowanym, raczej unika się wyjazdów wysokogórskich. Można wtedy tylko sobie jeszcze bardziej zaszkodzić niż osiągnąć planowane korzyści. W tym roku postawie więc zapewne na Jakuszyce i wysokość 900m n.p.m. Natomiast w przyszłym roku trenować będę w Sankt Moritz w Szwajcarii na wysokości 1800m n.p.m. Wtedy atakować będę też wyższe cele.

Nie żałuje Pan, że kontuzja uniemożliwiła Panu walkę o maratońskie minimum na sierpniowe Mistrzostwa Europy do Zurychu? Pana rekord życiowy to 2:16.57 z 2010 roku, minimum wynosiło 2:12:30.

Trochę żalu jest. Jednak muszę przyznać, że w trakcie dystansu maratońskiego mam kłopoty ze skurczami. Cały czas szukam z trenerami przyczyny i staramy się to wyeliminować. Póki co skurcze nie pozwalają mi zaprezentować w pełni swojego potencjału i tego wszystkiego co wypracuję na treningach. Czasami wynik jest nieadekwatny do przygotowań. Teraz nie chcę biegać maratonów, bo wyniki mnie nie satysfakcjonują. Jednak ciągle pracuję nad swoimi problemami. Kibicowałem oczywiście kolegom, bo chociaż są to często moi rywale to również są to moi dobrzy znajomi.

Jak pan ocenia szanse naszych maratończyków w Zurychu? Przypomnijmy, że zakwalifikowali się m.in. Henryk Szost, Yared Shegumo, Marcin Chabowski i Karolina Jarzyńska.

Myślę, że to mocni zawodnicy i mocna drużyna. Największą nadzieją na medal jest Henryk Szost. Czuję, że będziemy mogli być zadowoleni w Zurychu po jego biegu. Z drugiej strony szkoda, że więcej zawodników nie wywalczyło kwalifikacji. Maraton to trochę loteria. Może któregoś z biegaczy złapać kolka, ktoś się może źle poczuć czy osłabnąć i zejść z trasy. Jeśli kogoś z naszych to spotka, to już nie mamy drużyny, dlatego lepiej byłoby gdybyśmy mieli 4-5 zawodników wtedy są największe (do klasyfikacji drużynowej brane są pod uwagę trzy najlepsze wyniki – przyp. red.).

Co w takim razie jest dla Pana imprezą docelową w tym sezonie?

Postaram się powalczyć o medal podczas Mistrzostw Polski na 10 km w Gdyni. Prawdopodobnie też pobiegnę na podczas lekkoatletycznych Mistrzostw Polski w Szczecinie na 5000m. Rok temu zdobyłem brązowy medal na imprezie tej rangi. To są moje główne cele.

Powodzenia zatem!

Dziękuję.

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce