Jak się trenuje ze Świercem i Hercogiem? Sprawdziliśmy

 

Jak się trenuje ze Świercem i Hercogiem? Sprawdziliśmy


Opublikowane w pon., 09/02/2015 - 13:22

Dzień II

Kolejny dzionek przywitał nas ostrym dźwiękiem budzika o mocno niestosownej, jak na sobotę, porze. Zestaw ćwiczeń zaproponowany przez Marcina, w tym z wykorzystaniem taśm, piłek lekarskich czy tak zwanych beretów szybko postawił nas jednak na nogi i już znacznie żwawiej ruszyliśmy na poranną wyżerkę. Może kiedyś wejdzie mi to w krew i zamiast o porannej kawie będę marzył o gimnastyce Świerca, który powtarzając, że „konkurencja tak nie robi”, motywował nas do molestowania swoich ciał o poranku w trakcie całego cyklu przygotowawczego.

Smakowity posiłek nie mógł przesłonić nam idei obozu i szybko przeszliśmy do wykładu na temat przygotowań siłowych do sezonu. Taką dawkę ćwiczeń, jaką zaproponowali Panowie w okresie przygotowawczym, rzadko który amator będzie mógł zastosować. Ale warto uczyć się od najlepszych, zwłaszcza jeśli nie jest się z siłownią za pan brat. Cykl obejmujący sesje ćwiczeń na barki, bicepsy, plecy, korpus i nogi brzmiał świetnie, ale dla mnie bardzo nierealnie jeśli oprócz tego chce się jeszcze trochę pobiegać i nie zapomnieć o innych zajęciach, za brak wykonania których może grozić surowa kara od lepszej połówki. Pracowity dzień dopiero się zaczynał...

Wymknęliśmy się całą ekipą na śnieg i lekki mróz żeby odbyć trening siły biegowej. Po paru kilometrach rozgrzewki po asfalcie (tak, nawet w środku Gór Stołowych można biegać po asfalcie i wcale nie jest to najprostsze kiedy droga jest zlodowacona) rozpoczęliśmy wykonanie standardowych ćwiczeń, które pewnie każdy zna lub o których chociaż słyszał. Były więc skipy A i C, podskoki i wieloskoki. Ale choć wykonywałem je już wielokrotnie, to czym innym jest wykonywanie ich bez świadków, a czym innym ćwiczenia pod czujnym okiem dwóch trenerów.

Technika jest najważniejsza i już po dwukrotnym przemierzeniu krótkiego odcinka poczułem na czym polega różnica. Wbrew pozorom wieloskok nie jest prostym ćwiczeniem i poleca się go już zaawansowanym zawodnikom. Prawidłowe wykonanie tego ćwiczenia wielu z nas sprawiło trudności więc szybko zakończyliśmy ten etap treningu. Pozostało tylko dobiec i zmierzyć się ze słynnymi schodami na Szczeliniec.

Trenerzy zalecali żeby nie zaczynać zbyt szybko i przyspieszyć dopiero pod koniec... Hmm przyspieszenie w moim przypadku oznaczało dość intensywną walkę ze sobą, o to żeby tego odcinka nie przespacerować. Zimą Szczeliniec oferuje całkiem spore wyzwanie kiedy próbuje się go zdobyć na biegowo. Jeszcze ciekawsza okazała się droga w dół kiedy jedynym oparciem były poręcze a nasze buty z agresywnym bieżnikiem pozwalały na szybki zjazd w dół.

Niestety sam szczyt z pięknie położonym schroniskiem zaoferował nam jedynie gorącą herbatę od gospodarzy i mlecznobiałą przestrzeń za barierkami przy urwisku. Pozostało nam tylko wyobrazić sobie malowniczą okolicę, po której biegali uczestnicy Zimowego Półmaratonu.

Zbieganie jest z zasady przyjemne, ale kiedy podłoże jest dość niestabilne a ilość okolicznych głazów, które chętnie przyjmą uderzenie ciała bez uszczerbku dla siebie jest ogromna, to koncentracja sięga zenitu. I taki jest zbieg ze Szczelińca, ale na szczęście dla nas, dość krótki. Powrót do Pasterki to tylko formalność i preludium do drugiej połowy dnia, w którym czekały na nas inne atrakcje.

Trening biegacza to jednak nie tylko wybiegane kilometry, ale również godziny ćwiczeń na siłowni, tej domowej czy publicznej. Aby przekuć teorię przekazaną na porannym wykładzie w praktykę pojechaliśmy w dwóch grupach na siłownię położoną w pobliskiej Kudowie-Zdrój. Piotr Hercog, z którym mieliśmy zajęcia pokazał jak poprawnie wykonywać ćwiczenia na poszczególne partie mięśni. Dla mnie wiedza tym istotniejsza, że wcześniejsze moje wizyty w tego typu przybytku kończyły się zazwyczaj odwiedzaniem każdego przyrządu, który był akurat wolny i na którym miałem ochotę akurat poćwiczyć. Wyposażony w taką wiedzę i praktykę widzę większy sens w wylewaniu potu na dusznych salach klubów fitness lub skonstruowaniu namiastki siłowni we własnym domu.

Do pełnej układanki cyklu treningowego brakowało jeszcze rzeczy ważnej, o której wielu początkujących zapomina. Chodzi oczywiście o regenerację. My mieliśmy zapewniony pobyt w saunie i na basenie. Nieomieszkaliśmy wykorzystać ten czas do końca i dać odpocząć zmęczonym mięśniom. Mięśnie tego dnia już tylko odpoczywały, ale mózg miał przyjąć jeszcze trochę informacji, za to bardzo przyjemnych dla każdego biegacza. Bo kto z nas nie lubi rozmawiać o gadżetach i sprzęcie który wykorzystujemy na treningach i zawodach?

Tym razem był to sprzęt wiadomej firmy sponsorującej naszych trenerów. Mieliśmy okazję pooglądać i podpytać o buty na każdą nawierzchnię, superlekkie koszulki, kurtki i spodenki na każdą okazję jaką może spotkać biegacza górskiego, a w tym rozwiązania dopiero testowane. Żal tylko ściskał za gardło kiedy okazywało się, że żeby wyekwipować się w ten sprzęt trzeba by wydać pokaźny majątek lub pozyskać możnego sponsora.

Jaki sprzęt na debiut w ultramaratonie?

Wieczór kończyliśmy konsultacjami jakie każdy mógł odbyć z jednym z trenerów a także we własnym gronie przy wsparciu płynu, który wielu traktuje prawie jak izotonik o dodatkowych właściwościach rozwiązujących język. Nie przepuściłem szansy porozmawiania z Marcinem o swoich planach i niedostatkach treningowych, czy sprzęcie jaki byłby dla mnie optymalny. Inni uczestnicy, sądząc po czasie jaki spędzali na rozmowie, również wynieśli sporo ciekawych informacji i porad.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce